Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

twarzy śladu tego, czego dziś przy tobie zakrywać nie potrzebuję. Byłbym najgłupszym złudzi, gdybym tak upojony występował przed tłumem. Chwila szału darowana, ale odsłonienie tajemnicy duszy — nie przebaczone. Tylko waryjaci chodzą nadzy po rynku. Jutro oblekam się powagą, przybieram minę kwaśną, zadumaną, lekceważącą — jutro z mojego szczęścia już nic sobie robić nie będę, jutro nawet twoje oko, nawykłe czytać we mnie, nie ujrzy śladu téj orgii dzisiejszéj... To może ostatnia chwila swobody... jutro — ja nie należę do siebie. W żelazne kluby chwyci mnie program przyszłości i praca dla niéj... Nie mogę poprzestać na wygranéj stawce — trzeba iść daléj — daléj a dalej!
Piętka się roześmiał.
— Dokąd? czy ci się zachciéwa zostać Strousbergiem?
— Strousbergiem! a zapewne, tylko trzeźwiejszym od tego króla kolei, który nadto otrąbiać kazał swą wielkość i otaczał ją zbytecznie błyskotkami, a przytém — był niezręczny... Z doświadczenia jego będę korzystał. — Można zarabiać tyle co on i nie być pochwyconym na uczynku.
— Jeżeli sądzisz, — mówił daléj Płocki — że ci się zaprę Strousberga, mylisz się — mogę być nim i czémś lepszém od niego. Jestem przekonany, że lepiéj znam świat, ludzi, ich głupotę i ich próżność, wszystkie sprężyny, któremi się te maryjonetki poruszają... — będę miał odwagę zastosować moję teoryją na matadorach tak, ja-