netką, którą, za ten sznureczek ciągnąc, poruszać można!
Płocki zaczerwienił się znowu i zmieszał. — Ostatnie słowa rozmowy wytrzeźwiły go zupełnie, ochłódł, twarz mu się namarszczyła i skrzywiła.
— Przecież nie masz powodu gniéwać się na mnie! zawołał, zbliżając się.
— Najmniejszego, rzekł Piętka z uśmiéchem, owszem wdzięczny ci jestem..... Nauczyłem się przy tobie wiele, skorzystałem, zdobyłem doświadczenie, mogę iść o własnych siłach...
— Ale cóż myślisz i co zamierzasz?
Piętka ruszył ramionami. Inżynierów potrzebują teraz wszędzie, jakieś zajęcie się znajdzie.
— Dlaczegóż nie u mnie? spytał Płocki.
— Nadto się dobrze znamy, sucho odpowiedział Piętka, będziemy sobie zawadzać nawzajem.....
Maleńki zégarek niemiecki, klekoczący na kominie, wybijał właśnie dwunastą, Orest spojrzał nań.
Czegóż — się tak spieszysz? pochmurno spytał Płocki, niespodziéwałem się doprawdy, żebyś mi tak struł ten wieczór, i tak jakoś mnie nie rozumiał, przyznam ci się, żem cię sądził człowiekiem wyższym, bez przesądów...
— Nie omyliłeś się, począł Piętka, ale mylnie przypisujesz moje postanowienie skutkom ostatniéj rozmowy, mogę ci zaręczyć, że ona bynajmniéj nie wpłynęła na mnie...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.