Z niedowierzaniem wysłuchał tego zapewnienia Płocki, potrząsł głową i zamilkł.
Ja, dokończył inżynier, pomimo pozorów zimnego człowieka, mam téż fantazye swoje, chce mi się spróbować chleba z innego pieca... ot, po wszystkiém.
— Naturalnie! woli twéj krępować nie mogę i nie chcę, ostygły dodał pan Juliusz, życzę, żeby ci się powodziło jak najlepiéj, a sądzę, że nie odejdziesz odemnie z niechęcią i uprzedzeniem...
— Mój kochany, odezwał się zmuszony do wesołości Piętka, jakżebym tak przepyszny egzemplarz człowieka, jak ty, miał lekceważyć i nie umiéć go ocenić! Jesteśmy starymi towarzyszami i pozostaniemy, spodziéwać się, tak dobrymi przyjaciołmi, jak mogą być ludzie, co się doskonale poznali i zjedli z sobą beczkę soli?
— Troszkę w tém ironii! podchwycił gospodarz.....
— Ani odrobinki! dobranoc ci! nakładając kapelusz, rzekł Piętka, idę i ja marzyć o przyszłości..... albo spać....
Jedziesz z nami? zawołał Płocki, zrobiłbyś z księciem znajomość?
— Czym potrzebny koniecznie?
— Nie.... ale sądziłem..... wybąknął Juliusz.
— A ja sądzę, że daleko dogodniéj ci będzie samnasam z nim pozostać; ale nie spytałem, co sądzisz o nim?
— Ja?? Płocki wlepił oczy w towarzysza
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.