Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

się księciu nie narzucać, który pomimo popularności nie mógł być bardzo rad znajomościom nowym i całkiem mu niepotrzebnym.
Siedli oba panowie do wagonu piérwszéj klasy, zaopatrzonego wcześnie, staraniem Płockiego, w zapasy podróżne, bo na nieurządzonych stacyach nic jeszcze dostać nie można.
W chwili gdy lokomotywa, świsnąwszy przeraźliwie, zwolna ruszyła z miejsca, tłum, zgromadzony dla przypatrzenia się temu nowemu dla siebie widowisku, nie mógł się powstrzymać od okrzyku. Podniesiono czapki do góry, pobożniejsi żegnali się na widok tego antychrysta, ziejącego dymem i parą. Piętka, który stał zdala, na ukłon grzeczny Płockiego odpowiedział uśmiéchem i skinieniem, i wozy posunęły się z przyspieszoną szybkością po szynach... w świat!
Kilkogodzinna podróż samnasam w wagonie, jak niepłonnie spodziéwał się Juliusz, zbliżyła go do księcia. Wprawdzie, nie chcąc być natrętnym, Płocki na wstępie oświadczył, iż zostawia zupełną swobodę gościowi, nie chcąc go nużyć rozmową, i książę dobył zaraz owéj historyi handlu angielskiego, którą niby w podróży miał studyować; Płocki téż zaopatrzył się w jakiś uczony manuał niemiecki, parę książek i broszur, które około siebie misternie rozłożył, aby ich tytuły w oko wpadały, lecz po chwili milczenia, rozpoczęto rozmowę.
Spotkanie dwu tych panów, było rzeczywiście pojedynkiem, w którym każdy z nich rozwinął