żać ich, łączyć i przydać się na coś krajowi. W tém ambicyja moja.
Płocki podziękował, zapewniając księcia, iż skwapliwie z pozwolenia jego korzystać nie omieszka. Już zbliżając się do celu podróży, byli ze sobą w daleko poufalszym stosunku, niż w początku, lecz książę z taktem magnata odpychał niemal zimną swą i ceremonijalną grzecznością, chociaż była wyszukaną i aż drobnostkową, Płocki z niemniejszą zręcznością nie wychodził z granic pewnego uszanowania, aby nie otrzéć się o jakąś zaporę... Zachowywał się swobodnie, z powagą, ale trzymając się także w przyzwoitéj odległości. Książę Nestor osądził go więc i zdolnym i przyzwoitym i wcale nie powszednim człowiekiem...
Płocki w swym sądzie zapisał tylko jeden pewnik niezbity, iż księcia oszukać było można i wypotrzebować zręcznie, zostawiając mu tylko pozory piérwszéj roli.
Nic wygodniejszego, nad takiego manekina, z za którego zręczny strzelec może celować i palić... obiecywał téż sobie pan dyrektor, iż skorzysta z téj szacownéj znajomości. Tak dojechali do celu...
W programacie Płockiego była podróż kilkomiesięczna za granicę, tajemniczą pokryta zasłoną; oznajmił o niéj księciu i przeprosił go, iż tym razem osobiście mu nie podziękuje za uczyniony zaszczyt, gdyż nazajutrz zapewne wyruszyć będzie musiał... Zarówno z siebie zadowoleni, ścisnęli sobie dłonie, żegnając się... do widzenia.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.