Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

i oznaczonéj wybitnie indywidualności. Teraz stał przed nim ktoś inny, zdala przypominający piérwszego, ale znacznie przeistoczony, wydawał się nawet młodszym!! nabrał charakterystyki. Był to młodzian dojrzały, wielce poważny, nie piękny, ale nie odstręczający, mogący już stanąć w kącie najwykwintniejszego salonu... Ubrany starannie lecz z angielską prostotą, ubiegającą się o znamię dystynkcji, z wyraźném obrachowaniem, podobniejszy był do berlińczyka pur sang, do anglika półkrwi, do holendra, niż do owego biédnego spekulanta wydobytego z trzęsawisk i błot około... Twarz jego, jak moneta kosmopolityczna, nie miała stępla pochodzenia.
W chwili gdy Piętka, ujrzawszy go, stanął zdziwiony, Płocki zarazem poznał dawnego towarzysza i po krótkiéj chwili rozmysłu, zważywszy, co mu czynić wypada, roześmiał się podając rękę Piętce. Ręka była, jak najstaranniéj urękawiczkowana, ściśnięta mocno i było jéj z tém daleko lepiéj do twarzy, niż gdyby się na świat pokazała, jak ją Bóg stworzył a młodość pracowita wyrobiła.
— Co za szczęśliwy i dziwny traf! zawołał Płocki wesoło.
— Prawda! fatalizm jakiś? odparł Piętka, coś niepojętego, bom ja o was w Berlinie nawet nie wiedział, nie domyślał się egzystencyi! Ale przepraszam, nie przeszkadzam... pewnie w téj pięknéj willi mieszka ukryte bóstwo z choreograficznych niebios upadłe, do którego podwojów