ty, szczęśliwy milijonerze, masz klucz złoty. — Nie przeszkadzam!!
Milijoner uśmiéchnął się z rodzajem politowania.
— Za kogóż mnie masz! — odparł żywo, nie jestem przecież jednym z tych, co gonią za użyciem, zabawkami i czczą rozrywką! Znasz mnie, jestem un homme serieux.
— Tak, ale to nie przeszkadza... czasem, rzekł Piętka, szukać dystrakcyi...
— Przepraszam, przeszkadza, zawołał Płocki, bo to odbiéra uczuciom żywość, kosztuje wiele czasu a zostawia po sobie niesmak.
Piętka, nawykły korzystać z każdéj chwili, czynił tymczasem spostrzeżenia nad stojącym przed nim człowiekiem. Dla niego wszystko było wskazówką, znamieniem, każda rzecz miała znaczenie, począwszy od buta do guzika, od zaczesania włosów do spięcia koszuli. Mówił sam, że wielu się ludzi nauczył poznawać dopiéro, zastanowiwszy się nad sposobem noszenia kamizelki. Patrzył więc na owego Płockiego, przerobionego w nowy sposób, chętnie i chciwie.
Płocki dorozumiał się, iż stał, jak pod pręgierzem, uląkł się tego egzaminu, który instynktem przeczuwał, znając Piętkę.
— Cóż więc tu robisz? — około téj pięknéj willi, spytał Piętka, z wizytą?
— Nic! rzecz najprostsza w świecie, powracam do mieszkania mego, a że stoimy u drzwi, mam nadzieję, iż mnie raczysz zaszczycić...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.