Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

Przyznam ci się, że teorya twoja co do ożenienia, nie bardzo mi się podoba. Dla naszych żon perspektywa pani bratowej wziętej z garderoby — nie byłaby przyjemna niespodzianką. Cóżby na to powiedziała Sabina, Julianowa, a w ostatku i moja Lola?
Mecenas ruszył ramionami.
Trudno, abym was wszystkich pytał o pozwolenie w razie ożenienia — rzekł zimno, ale będziecie mieli prawo żyć lub nie z nami. Ja się nikomu narzucać nie będę.
W parę miesięcy potem sprawy Spółki wymagały podróży na prowincyę, tak, że Mecenas znalazł się o pięć mil od Wólki, i — przyszła mu myśl, odwiedzenia rodziców. Czy wspomnienie Justysi przyczyniło się do tego? nie wiemy. Nie uległ jej zrazu, wahał się, kombinował... ale na ostatku uległ pokusie.
Nie oznajmując się wcale, jednego letniego poranku pocztową bryczką, zapylony zajechał przed ganek. Matka pierwsza zobaczyła go, poznała i powitała okrzykiem radości.
W ciągu roku widzieć jednego z synów dla starych Szelawskich było czemś tak rządkiem, niespodzianem, a miłem, iż się nie posiadali z radości.
Staruszka biegnąc, wołała:
— Kalikst! Kalikst.. ten mój Benjamin! złote serce! patrzajcie — pamiętał o nas!
W ganku znalazła się przypadkiem obok Sze-