Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

sługi — będę miał honor razem z dziadem moim się zaprezentować...
Służący wyszedł i konie zabrano do stajni, a Grzybowski zarazem rzeczy gościa, proprio motu kazał znosić do pokoju we dworze, zwykle dla przyjezdnych przeznaczanego..
Rozeszła się wieść po dworze, iż jakiś wnuk przyjechał do starowiny, który od lat tylu zaręczał, że żadnej familii nie miał; panna Justyna go pierwsza widziała. Ciekawość była rozżarzoną do najwyższego stopnia, zwłaszcza, że powóz, konie, służba, wszystko w tym wnuku zapowiadało bardzo zamożnego człowieka.
Szelawski się cieszył, Sędzina kazała corychlej śniadanie przygotować, i posłała do Kunaszewskiego z rozkazem, aby na nie swego gościa przyprowadził.
Tymczasem dziadunio i wnuk, o którego istnieniu przez czas tak długi wcale nie wiedział — rozmawiali żywo. — Pytaniom, opowiadaniom nie było końca.
Pan Floryan wesół, młody, żywy, niezmiernie Kunaszewskiemu do serca przypadł, — coraz to podchodził ku niemu, ściskał go i całował. Gość też tak był serdeczny, jakby mu tego dziada brakło, a znalezienie go było dlań największem szczęściem.. Ale ile razy pan Floryan zagadywał, że chce zabrać z sobą p. Teodora, przerywał mu, krzywiąc się i mruczał.