nie chciał, myślał nawet o nabyciu placów sąsiednich i stawianiu nowych domów podobnych.
Człowiek był z głową i z krédką, umiejący rachować nawet wówczas, kiedy się zdawał fantazyi ulegać. Syn zamożnego bardzo szlachcica, zdolnością i pracowitością dobił się naprzód dosyć wysokiego stanowiska w hierarchii urzędniczej, a że go to zbliżyło do świata finansowego, korzystał ze stosunków z nim — i puszczając się na spekulacye, które się wiodły bardzo szczęśliwie, dorobił się — jak mówiono, znacznego majątku.
Zwolna podobno nawet pragnienie robienia pieniędzy, które rośnie w miarę, jak się ich więcej zdobywa, tak opanowało urzędnika, że więcej giełdą, ruchami jej, niż obowiązkami swojej posady był zajęty — chociaż na pozór spekulacyi tych się wypierał, — używając do nich pośredników i nie występując na jaw z niemi. Ale wiedzą sąsiedzi, jak kto siedzi.
Wiodło mu się wogóle bardzo szczęśliwie, co winien był wielkiemu taktowi w postępowaniu i rzadkiemu instynktowi, trafności w obejściu się z ludźmi. Wielu mu zazdrościło, ale nieprzyjaciół nie miał.
Powiodło mu się i ożenienie wcale szczęśliwie z bardzo ładną, miluchną, pieszczoną jedynaczką niegdy kupca i obywatela miasta Warszawy, którą poślubił zakochawszy się w niej.
Naówczas miała ona jeszcze braci i posag nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.