Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

żać na ich krzyki — przerwała Lola. Głównie o to idzie, abyśmy celu dopięli..
Obróciła się nagle do męża z wyrazem silnego postanowienia.
— Ja ci powiem otwarcie — wszystko się to na nic nie zdało, jeżeli my nie potrafimy rodziców na zawsze utrzymać przy sobie. Trzeba im Wólkę obmierzić, Warszawę uczynić miłą i dogodna. Matkę ujmę po całych dniach jej wnuki zostawując, ty myśl o ojcu. Gdyby rodzice po kilku tygodniach, a choćby miesiącach mieli powrócić na wieś — wszystko przepadło.. Należy zwolna przeciągać ich pobyt.. coraz coś wymyśleć, starzy przyrzekną.. Choćby ponieść mieli ofiary — co robić. Inaczej — tyle tylko, żeśmy sobie familię narazili, skutku żadnego nie będzie.
Radca pomyślał trochę.
— Masz słuszność — odezwał się — ale zadanie trudne!
— Trzeba się o to starać!
Bronisław westchnął.
— Mecenas! przecedził między zębami..
Z nim mieć będę niejedno przejście..
Rozmowa w sypialni tak rozpoczęta długo się w noc przedłużyła — oboje zawczasu obmyślali środki, przewidywali co ich mogło spotkać — radzili wzajem jedno drugiemu, a pani sama okazała się nierównie lepiej do wojny usposobioną, niż mąż,