Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

widzeniu? oboje sobie nie potrafiliby byli wytłumaczyć — ale też nie myśleli wcale o znaczeniu tego fenomenu. Żyli z sobą myślami przez ten czas, sami o tem nie wiedząc. Wzruszenie, jakiego doznała mimowolnie Justysia na widok sympatycznego Florka, nie dozwoliło jej ukryć tego, co czuła i utaić, że mu była serdecznie rada. Na licu Kunaszewskiego malowało się tożsamo uczucie. Gwarząc wesoło doszli do domu i tu ją towarzysz pożegnał, na odwiedziny starszych było zawcześnie, a oprócz tego musiał pójść zabrać z sobą dziadunia, którego przywiózł.
Wszyscy się dnia tego ściągać zaczęli.. Późnym wieczorem nadjechał ks. Zaręba z Porkowskim, a że miał mieszkać w domu Radcy, gdzie przystęp Mecenasowi był nieco utrudniony, p. Kalikst się tak urządził, aby go pochwycić na ostatniej stacyi przed Warszawą, gdzie znalazł się, niby wypadkiem powracający ze wsi.. i z wyprawy w interesach Spółki, którą się zajmował tak gorliwie.
Lecz słowo powiedzieć musimy o panu Porkowskim z Porkowic, który towarzyszył proboszczowi.
Oznajmiliśmy go już jako oryginała. — Był nim w istocie i do wysokiego stopnia posuwał tę niezależność od powszechnie przyjętych obyczajów. Chciał być — jak utrzymywał, dziecięciem natury i jak najbliższym jej łona. Coś z teoryi Russa, coś z własnych pomysłów wytworzyło tu postać wy-