Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

Będziemy się starali skłonić wuja do powrotu rychłego..
Mecenas nie dosyć się umiejąc już powstrzymać, wybuchnął z tem, co miał na sercu.
— Bronisława, rzekł, ja nie obwiniam ani o rachuby, ani o intrygę, ale żona jego niewątpliwie wszystkiego tego przyczyną. Zręczna kobieta.. sądzi zapewne, że tem pomoże mężowi, który spekuluje i potrzebuje kapitałów.. Ojciec się starzeje, zwolna gotów wszystko zdać na Bronisława — a w takim razie.. my.. pójdziemy z kwitkiem — dokończył Kalikst.
— Za daleko idziesz w przypuszczeniu, odparł ks. Zaręba.. ale kuratela ta niepotrzebna wujowi, który się bez opieki obejść może..
— Niechże ojciec kochany, dodał Kalikst, działa w tym kierunku, wszyscy mu wdzięczni będziemy.
— Ja też na przyprzążce, dorzucił Porkowski, obiecuję Sędziego na wieś ciągnąć. Miasto dla niego niezdrowe.. Niech wraca!
Mecenas następnie opowiadać zaczął o pobycie rodziców w Warszawie, wrażenie, jakie on czynił na całej rodzinie, o zbyt widocznych zabiegach Radcy, dążących do opanowania i umysłu i worka ojcowskiego. Ks. Zaręba słuchał, ale z niesmakiem. Nie podobało mu się postępowanie Bronisława, ale i Mecenasa niepokój, zdradzający wprost interes tylko, a nie miłość, nie był mu do smaku. Posmutniał.