Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

ale niemal upokorzyli tem Szelawskich. Lola, owa bardzo zręczna Lola, zapędziła się zbytnio i celu nie dopięła.. Nie było żywej duszy zaspokojonej tem, nie wyjmując jej samej i gospodarza. Bronisław pocieszał jak mógł żonę, ona tłumaczyła się przed mężem, oboje rozumieli, że feta skończyła się jako wielkie — fiasco.
Oprócz tego zjazd rodziny zapowiadał, że ona przeciwko Bronisławowstwu stanie i działać będzie. Otwartego charakteru i pokątnie nic nie lubiący czynić ks. Zaręba, uznał właściwem naprzód się rozmówić z Radcą.
Wieczorem wziął go na stronę.
— Słuchaj Bronisławie, rzekł — nie będę przed tobą taił, że ci familia ma za złe staranie o opanowanie rodziców. — Skarżą się wszyscy, posądzają cię o interesowność — nie spodziewam się, abyś chciał pozostać pod tem obwinieniem. Coś na to radzić potrzeba.
Radca zbladł nieco.
— O cóż mnie obwiniać można, odparł, starając się okazać jak najobojętniejszym. Babka sobie życzyła wnuków, nie mogliśmy jej ich dać, bo matka ma najpierwsze do nich prawa. Przyjechali się tu pocieszyć niemi w czasie, gdy dach się restauruje — cóż tu mnie zarzucić można? Ojcu jest dobrze, nam z nimi przyjemnie. Gdzież tu wina jaka?