Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

że koło domu nieporządek wielki, a tu Serafince trudno się rozstać z wnuczką!
— Dla Jadwisi przecie wujowstwo nie mogą pozostać na wieki wieków w Warszawie — począł ks. Zaręba..
Spojrzał na Szelawskiego, który smutną miał twarz.
— Wyobraźże sobie, szepnął cicho, że już nawet o tem mowa była. Ta biedna moja poczciwa Serafina!
Bronisławowstwo..
Proboszcz się zmarszczył.
— Ale to na żaden sposób nie może być, zawołał, potrzeba wujence wyperswadować; Bronisławowstwu już zazdroszczą wszyscy. Zaszczepi się niezgoda w rodzinie.. Posądzają ich, że chcą wujowstwo opanować, trzeba przez litość nad nimi — przywrócić wszystko do dawnego stanu.
— Niechże dach kończą, ja jadę! jadę, odparł stary niespokojnie. Uważałem wczoraj, że jakoś i Mecenas i Julian boczyli się na Radcę.. koso na siebie patrzą.. Nie domyślałem się przyczyny..
Sędzia się ujął za głowę i siwe włosy.
— I wielka miłość dzieci czasem ciężarem być może! westchnął. Ks Zaręba zmarszczył czoło, ale nic już nie odpowiedział, zaczął potem opowiadać o Wólce, rozbudzać miłość do starego gniazda, przypominać dobre, spokojne w niej życie. Szelawski się rozgrzał też i okazał, że nie ostygnął