Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

wrót, a Mecenas go popierał — pani Bronisławowa musiała się zdecydować na stanowcze rozstrzygnięcie..
Nie było tajemnicą, iż Kalikst stał naprzeciw Radcy i jego żonie, otwarcie popierając powrót do Wólki.. Potrzeba się było z nim rozprawić.. — a, co najtrudniejsza, schwytać go tak, aby się nie mógł od tego wyśliznąć.
Radca miał jakąś potrzebę porady prawnej — wezwał listownie brata, aby był łaskaw wraz z jego plenipotentem kwestyę sporną, grożącą procesem rozstrzygnąć. Zaproszeniu niepodobna było odmówić, nie zrywając stosunków z Bronisławem. Mecenas przyrzekł na oznaczoną stawić się godzinę.
Ułożonem zostało zawczasu, iż Drożyński trochę później znajdzie się tu — przypadkiem..
P. Kalikst kwaśny, chmurny, poważny, zimny stawił się na wezwanie w godzinie herbaty.. Drzwi dla obcych były zamknięte. We trzech tylko zasiedli do papierów, w których z bystrością sobie właściwą Mecenas się rozpatrzył i wypowiedział zdanie swoje..
Wszyscy się na nie pisali, ale małe różnice zdań co do formy, zabrały trochę czasu. Bracia z sobą byli przyzwoicie, lecz nadzwyczaj chłodno.
Mecenas zawsze mający mało czasu, już niespokojnie po kilka razy chwytał za kapelusz, a Bronisław ciągle go wstrzymywał, na drzwi spoglądając, gdy te się nareszcie otworzyły z trzaskiem, i