Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale, bo widzi pani Sędzina dobrodziejka, tak dalece niema nic..
— Mów.. nagliła staruszka.
— No, chodzi o zdrowie kochanego naszego pana, — odezwał się komornik. Pani Bronisławowa wraz z mężem utrzymują, że dla tego zdrowia dla pilności około niego możeby było lepiej, aby państwo posiedzieli tu w Warszawie, a znowu Mecenas, ks. Zaręba i reszta familii życzyliby państwa widzieć w domu, w Wólce..
Rozśmiał się Kunaszewski.
— Troszku w tem i zazdrości jest, dodał, inni oczywiście obawiają się, aby państwo się zbyt nie przywiązali do Radcy i jego rodziny, a dla reszty nie zobojętnieli. Ot co jest. Spór o to, kwasy o to.. Nie będę taił.. nawet Mecenas czynił wyrzuty pono Radcy i jej samej, ale niech mnie dobrodziejka nie zdradzi, że ja się plotkami zabawiam. Pytała pani, trudno było milczeć, może i lepiej, abyście państwo wiedzieli, jak rzeczy stoją.
Sędzina spoważniawszy, słuchała zamyślona. Niewiasta była jak dziecię prostoduszna i dobra, ale wielkiego serca, i to serce dawało jej częstokroć siły w takich wypadkach, w którychby rozum nie starczył..
Otworzyły się jej nagle oczy, zrozumiała położenie, ogarnęła jego następstwa.. Z tego zawikłania potrzeba było wyjść, nie dając poznać, że się zajrzało do głębi. Sędzina palec położyła na ustach.