Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

było nam dobrze, ale w domu jesteśmy potrzebni i ze wszechmiar by nam już tam być należało.
— Ale ja najzupełniej podzielam twoje zdanie, odparł Szelawski. Nie chciałem napędzać do wyjazdu, abyś się mogła cieszyć dłużej wnukami, ale mnie tęskno i jam gotów.
Sędzina wstała. — A zatem pakujmy się i za parę dni nieodwołalnie — w podróż. Poczciwi Kunaszewscy nas odprowadzają.
Sędzia widocznie uradowany, wstał ochoczo, raźnie, i w czoło pocałował żonę.
— Moja panno! zawołał, słowo się rzekło — Jazda! jak mówią tutejsi doróżkarze — jazda! do domu, do penatów naszych.. Ślicznieś to obmyśliła..
Podali sobie ręce. Sędzina łzy miała na oczach, bo sobie ukochaną Jadwisię przypomniała, ale potrzeba było siebie poświęcić.
Natychmiast, nie zwłócząc, Szelawski poszedł papiery porządkować.
— Widzisz, rzekł — biorę się do roboty, zajmijże się ty przygotowaniami, bo ich masz daleko więcej, niż ja.
Miała odchodzić Sędzina, gdy się drzwi uchyliły i pokazała główka Loli. Nie uszło bystrego jej wejrzenia, że Szelawski się krzątał i chodził, jak gdyby coś porządkował.
— Cóż to ojciec dziś się tak trudzi, zapytała. My tu wszystko poukładamy.