Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, moja kochana gosposiu — odpowiedział Szelawski — czyż nie widzisz, że ja się w drogę pakuję.
Jakto? w drogę? zakrzyknęła, bledniejąc Lola. Ojciec żartuje i chce mnie nastraszyć!
— Ja! ale gdzież zaś — seryo — rzekł Sędzia. Postanowiliśmy z Serafina, co to dziś? Sobota — a no, najdalej we Wtorek ruszyć do Wólki, czas wielki..
Sędzina, na którą Lola pytająco spojrzała, potwierdziła jej to znak dając, że — w istocie zamierzali jechać. Chwilę Bronisławowa stała niema.. czuła w tem czyjąś rękę, jakiś wpływ.. postanowienie przychodziło nagle.. Nie wiedziała, kogo posądzać.
— A zdrowie ojca? wtrąciła.
— Czuję się zupełnie zdrów, o ile w moim wieku nim być można — odezwał się Szelawski. Wierzcie mi, zbytnie pieszczoty na nic się nie zdały. Mój stary Frycz zna naturę moją od lat trzydziestu kilku.. ja sam..
Zamachnął ręką.
— Wierzaj mi, kiedy Serafinka się o mnie nie obawia, możecie i wy być spokojni, a jechać każą obowiązki. W Wólce tylko biedna ślepa Podkomorzyna gospodaruje, trudno, żeby tam dobrze szło.. Dach skończony, wiury odmieciono... ściany pobielono.. Konrad czeka z rądlem i łyżką..