Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

Radca wyuczony, czy proprio motu mówił o podróży. Uspokajało go to, że się Kunaszewscy towarzyszyć ofiarowali.
— Jabym kochanym rodzicom służył chętnie — rzekł, ale właśnie mamy teraz taki nawał spraw, a ja tyle rachunków osobistych, iż niepodobna mi nietylko dni kilka, ale godzin kilkanaście poświęcić.
— Niech Bóg broni — przerwał Sędzia, dosyć już tych ofiar dla nas uczyniliście — przykro by mi było, gdybyś nawet pomyślał. Siedź, pracuj.. No — dodał stary Szelawski — przecież złego nic niema!
— A! nic, dzięki Bogu, wszystko pomyślnie idzie, ale tembardziej się pilnować należy..
— Tak jest, potwierdził stary.
Na jaką zmianę w ciągu tych trzech dni rachowała jeszcze Bronisławowa, trudno jest zgadnąć, nie zaszła jednak żadna. Sędzina ciągle będąc z wnuczką, pieszcząc ją, trzymając na kolanach — popłakiwała, ale dla niej już w zamierzonej podróży nawet zwłoki nie dopuściła.
Bronisławowa przywiązanie to wzajemne babki i wnuczki ciągle miała na ustach, rozrzewniała niem staruszkę, lecz nie skłoniła do przeciągnięcia pobytu. Rady Drożyńskiego, który także powołany został, nie skutkowały również.
Pakowano ciągle, a Sędzia ożywiony, krzepki, chodził i cieszył się swoim powrotem do domu, który już siostrzeńcowi i Porkowskiemu oznajmił.