łaśliwych i kosztownych — pan Jan nie lubił występów, ucztowania, pijatyk i lusztyków. Mówił nieraz z goryczą je przypominając, że się one do upadku naszego przyczyniły.
Przyjęcie u Szelawskich było dostatnie, obfite, ale nie wyszukane, kucharz stary nie wysadzał się na nowości, — pewne tylko tradycyonalne, imieninowe potrawy, upierając się gotować, więcej dla miłości własnej i okazania umiejętności, niż dla państwa i gości.
Ogromny szczupak na drewnianym blacie, okrytym serwetą, indyk z podlewą, galarety i ciasta musiały się stawić koniecznie. Stary Konrad ostatnie rozkazy odbierając od pani, obstawał przy tych niezbędnych półmiskach, pyramidzie i przyozdobieniu stołu, posługując się dosyć szczęśliwie zastosowanem przysłowiem.
— Nie zawsze to świętego Jana — juścić, proszę jaśnie pani, bez tego imieniny nie mogą być, bo coby to były za imieniny!
Nie chcąc zasmucać Konrada, pani się godziła w końcu na wszystko, i w milczeniu wanilję, cynamon, cukier i karuczek ważyła. Konrad stary nic nowomodnego uczyć się nie chciał, pogardzając wymysłami temi zamorskiemi i mrucząc — niech się sobie z tem młodzi popisują.
Dwór państwa Szelawskich nie był zbyt obszerny, choć dzieci dawno o wybudowanie wygodniejszego, a szczególniej pokaźniejszego nalegały. Bo-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.