Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

oszczędnie, bo do tego trybu przywykli oboje, ale nie zbywało na niczem.
Szelawski wiedział, że obracając śmielej kapitałami, mógłby się był daleko więcej dorobić — ale zbogacenia się kosztem spokoju na dni stare, nie pragnął. Dbał tylko o niezależność, zbytnich dostatków obawiając się jak ciężaru i pokusy.
Dla dzieci pragnął mieć tyle tylko, aby im dopomódz do pracy — nie zaś zapewnić próżnowanie i używanie — które ludzi psuje.
— Niech się dorabiają — praca jest rzeczą zdrową, powtarzał.
Synom, jakeśmy widzieli, poszczęściło się wszystkim, — byli już, a przynajmniej wydawali się majętniejszymi od ojca. Najstarszy Julian, wziął naprzód znaczny posag po żonie, potem niespodziewany po niej spadek; żył na stopie prawie pańskiej, a oboje z nią przywiązywali do tego największą wagę, aby wejść i wcielić się w ten świat arystokratyczny, do którego żona Juliusza należeć prawo sobie rościła.
Drugiemu, panu Radcy również się powiodło w zawodzie jego i na spekulacyach giełdowych, a tak namiętnie gonił za groszem i tak się dorabiał szczęśliwie, że mu przepowiadano miliony. Najmłodszy, Kalikst, prawnik, mecenas, głowa tęga, pracowity, zabiegły, — choć może na oko mniej stał świetnie, niż bracia, ale stosunki miał rozgałęzione i na przyszłość widoki wielkie.