Córka wyszedłszy za bardzo bogatego człowieka, należała już do świata, do którego państwo Julianowstwo usiłowali się dostać. — Mąż jej miał imię piękne i kolligacye najświetniejsze.
Stan ten rodziny, jak widzimy, stawił ją wyżej w społeczeństwie nad rodziców, a zapewniał stosunki, których starzy ani mieli, ani szukali. — I synowie i córka pod wpływem życia, obcowania, obracania się w kołach i sferach wyższych, wśród najwykwintniejszego towarzystwa, — obyczajowo i umysłowo daleko od rodziców odbiegli.
Staruszkowie wydawali się im zacofani, zardzewiali, trochę śmieszni — zbyt prostoduszni. Uśmiechano się z nich po cichu.
Najlepiej się to czuć dawało, właśnie czasu tych odwiedzin świętojańskich, gdy się wszyscy na imieniny ojca zjeżdżali, równie dzieciom jak rodzicom.
Starzy może więcej się tem niepokoili, niż byli dumni, że ich dzieci tak przerosły. Szelawski, gdyby to od niego było zależało, skromniejsze losy, bliżej siebie i gniazda byłby przekładał dla synów i córki. Czuł się osamotnionym, osieroconym bez nich, a gdy przybywali, i coraz trudniej mu się było porozumieć z niemi — milczał posępnie.,
Kochał niemniej tych oddalonych, choć czuł, że oni dla niego zwolna ostygali.
Babunia, tęskniąca za wnuczętami, żadnego z nich na wychowanie i wypieszczenie doprosić się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.