Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

dziewać w tym roku. Może omłót to wynagrodzi, ale na snop urodzaj będzie — mierny.
— Co Bóg da! Co Bóg da! odezwał się Szelawski. Podziękujemy mu zawsze. Lepszy rydz, niż nic.
Pomilczawszy trochę, pan Teodor zwrócił się do Sędzinej, która stała i przysłuchiwała się rozmowie.
— Państwo dobrodziejstwo, rzekł, będą mieli na święty Jan gości dużo, trudno będzie może pomieścić.
Myślałem, że moja stancyjka przydałaby się dla kogo! bo to przecie lato, ja zahartowany, prześpi się lada gdzie. U mnie czysto.. Ustąpię chętnie..
Skłonił się stary.
— Ale, obejdzie się bez tej oferty twojej, mój Kunaszewski — pospieszyła z odpowiedzią staruszka. Miejsca będzie dosyć dla wszystkich — obmyślane to już, wyznaczone, po co masz stare kości rugować i tułać się po kątach.. Nie trzeba!
— Dla mnie by to nic nie znaczyło — odparł rezydent, rzeczy nie mam wiele, w kwadrans się upakuję..
— Niema potrzeby! potwierdził Szelawski. — Jejmość zawczasu obrachowała się — siedź zdrów i nie ruszaj się. Stancyjka twoja dla ciebie dobra, boś ty nie wybredny, ale dla tych.. panów!!
Kunaszewski skłonił się znowu i zamruczał.