rozmowa, a Szelawska pierwsza poczęła ją od wychwalania dwóch synowych, — podnosiła macierzyńską troskliwość Bronisławowej, piękne wychowanie Chryzia i czułość Julianowej; on przyznawał Mecenasowi, że się znakomicie wykształcił i był na drodze do wyrobienia sobie stanowiska wpływowego, a i Bronisław też olbrzymio robił fortunę. — Podnoszono troskliwie dobre strony, chociaż westchnienia przerywały rozmowy, a wejrzenia nawzajem się badały. Usiłowali wmówić sobie, że św. Jan pozostawił najmilsze wspomnienia. — Sam na sam z sobą pozostawszy, Szelawski długo chodził po pokoju, nim pacierz mówić rozpoczął, lice mu sposępniało, oczy mgłą zaszły, — mimowolnie powtarzało się w duszy. — Na starość człowiek jest drugim zawadą i ciężarem!!
Potrzeba było dni kilku, ażeby wzruszenia i wrażenia, które zjazd po sobie zostawił, zwolna się ukołysały i zatarły.
Zyskała na tem najwięcej, sama nie wiedząc Justysia. Sędzina, która już dawniej kochała ją jak własne dziecię, szukała teraz w tej miłości dla sieroty wynagrodzenia za wszystkie zawody, widziała w niej same doskonałości, była pewną, że przynajmniej to serce nigdy dla niej nie ostygnie. W początkach to przywiązanie wyrzucała sobie jak krzywdę wyrządzoną rodzinie, jak grzech prawie — starała się ostygnąć, ale powoli potrzeba kochania wzięła górę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.