Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

rej sama nie nosiła, bo modną być przestała, a dla Justysi była nazbyt wspaniałą; Julianowa ciężką bransoletę, dla młodego dziewczęcia niewłaściwą; Bronisławowa zbyła się pięknej mantylki, sprawionej dla siebie, ale nie przypadającej jej do smaku..
Stary Konrad zebrał kilkadziesiąt rubli, ale ani jednego dobrego słowa, ani jednej pochwały, któraby go była rozweseliła. Drwiący ton z jakim pan Adolf wspomniał mu o pastecie, utkwił w pamięci starego.. A na ten pastet rachował on tak wiele!
Tydzień już upływał po świętym Janie, a dom w Wólce jeszcze do spokojnego swojego zwykłego trybu życia nie mógł powrócić. Wspomnienia zakłócały spokój, w gospodarstwie ciągle coś jeszcze trzeba było na dawne miejsce stawić i szczerby jakieś wypełniać.
Taksamo nie było długo końca rozprawom pomiędzy rodzeństwem o tem, co tu widzieli i słyszeli. Jeden Kalikst zamknięty w sobie, dumał i nic nie mówił.
Rozmyśliwszy się, pan Adolf Słupski przyznawał się do winy, iż Julianowstwo próżności i pretensyj nabrali, usiłując jego i żonę naśladować, nie obrachowawszy jak wielka majątkowa i towarzyska przestrzeń ich od siebie dzieliła.
Z wielką bystrością poglądu pan Adolf przekonywał żonę mnóstwem drobnych szczegółów, jak to naśladownictwo było widocznem a niezręcznem, a każdego roku wydatniejszem się stawało.