Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

jedyńczego człowieka ze społeczeństwem — rodzinę. Choćby ona ubogą była i podupadłą, zawsze musiała być nieoszacowaną — niema bowiem straszniejszego nic nad sieroctwo.
O zamiarze czynienia poszukiwań pan Floryan, oprócz dziada, nie potrzebował mówić nikomu.
Parę dni jeszcze zabawiwszy tu Kunaszewscy, w ciągu których Floryan się mógł zbliżyć do Justyny, — odjechali — ale i stary i młody przyrzekli Sędziemu, że go znowu wkrótce może odwiedzą...






Napróżno i krótko cieszył się stary Szelawski tem, że nieszczęście, które dotknęło Juliana, tak cudownie podziałało na braci, zbliżyło ich, przejednało, połączyło...
Zgoda i jedność trwały niedługo...
Julian, który był przyczyną tylu zmartwień, — dla którego do takich ofiar wszyscy się gotowymi okazali — teraz stał się powodem waśni i rozbratu. Pojednanie jego z żoną, które w istocie ani serc ich nie zbliżyło, ani wielkich na przyszłość rękojmi nie dawało — stało się powodem gorszego daleko poróżnienia, niż była dawniejsza obojętność.
Szelawskiemu ukrywano, jak dalece zaszły spory z powodu uregulowania hypotek, on o swoją nie naglił. — Julian pewien tego, że mu bracia