Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

puję... trzymam za słowu, upomnę się o nie, jak tylko okoliczności dozwolą.
Na tę groźbę nie odpowiadając, Justysia ukłoniła się raz jeszcze i skierowała ku drugim drzwiom dla wyjścia, aby spotkania blizkiego z Mecenasem uniknąć, który pozostał podrażniony, nie wracając do ojca, dopókiby nie ochłonął zupełnie...
Spodziewał się ks. Zaręby, którego przyjazd mógł zbawienną uczynić dywersyę.






Pan Floryan Kunaszewski wyjechawszy z Wólki z mocnem postanowieniem odszukania rodziny sierocie, puścił się ze wskazówkami notatek, które miał w ręku. — Były one tak małego znaczenia, tak dwuznaczne, że trzeba było nadzwyczaj szczęśliwege trafu, ażeby coś z nich wydobyć... — ale Kunaszewskiego zagrzewała miłość — postanowił nie żałować ani czasu, ani pieniędzy, ani trudu.
Starego komornika odprawiwszy do Galicyi aby tam niby gospodarstwa pilnował, a tu mu nie zawadzał, pan Floryan pojechał naprzód do Warszawy, gdzie się spodziewał w archiwach albo u ludzi hereldyką i genealogiami się zajmujących, znaleźć może jakieś o Wolskich wiadomości.
Pomimo swoich trosk miłośnych Kunaszewski młody żywego temperamentu, potrzebujący ruchu, ludzi, towarzystwa — mając tu już znajomych,