siała ułatwić. Konkurować nie potrzebował, znał ją od dziecka.
Należało więc niezwłocznie o tem mówić z matką, albo ją przynajmniej wyrozumieć...
Mecenas ważył, czy się lepiej było zwierzyć całkowicie, czy naprzód wydobyć z matki co ona o tem myśleć mogła. Wiedział z tego co nieraz z ust jej słyszał, że dla Justysi wielkiego się niczego nie spodziewała... musiała więc, gdyby syn własny stanął, być dla sieroty z tego szczęśliwą. Dalej, co na to miał powiedzieć ojciec, co rodzina, co świat...
Trochę i lenistwo przyczyniało się do tego, iż Mecenas łatwe małżeństwo nad inne przekładał. Wahał się jeszcze, lecz im dłużej myślał, tem mu się wydawał marjaż właściwszym, dogodniejszym, korzystniejszym. Wieki, jego zdaniem, były stosownie dobrane, bo — mówił sobie — kobiety, tak niezmiernie prędko starzeją! Na myśl nie przychodziło, iż mogła być jego córką...
Postanowiwszy naprzód wybadać Sędzinę — Mecenas westchnął i — poszedł do kancelaryi.
Od niejakiego czasu nieco się zaniedbał i tu go zastępował pomocnik. Wziął w rękę kilka wiązek papierów, przejrzał je, zmarszczył się, nie bardzo był niemi zaspokojony — nic nie mówiąc rzucił je na stół.
Przez cały ten dzień rozważał co i jak miał mówić z matką — nie chciał ani za wiele obie-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.