listu jego dołączyć przypisek, poszedł do Mecenasa Szelawskiego — na radę.
Archiwista nigdy u nikogo nie bywał, przyjście więc jego do kancelaryi Mecenasa zdziwiło niezmiernie, a więcej jeszcze, gdy zażądał rozmowy na osobności.
Pan Kalikst poskoczył z krzesła, gdy mu pan Leliwa-Wolski oświadczył o co chodziło, że był rodzonym stryjem panny Justyny, — i że się o tem od Floryana Kunaszewskiego przypadkiem — dowiedział...
Mecenas zręczny, lepiej znający tego, z którym miał do czynienia, natychmiast starał się zapobiedz temu, aby Kunaszewskt nie korzystał dla siebie ze składu okoliczności. Odmalował młodego konkurenta jako trzpiota, zamożność jego bardzo wątpliwą, nastając na to, że wolą nieboszczki było, aby Justysia wyszła za niego, że miał słowo na to, i że jeśli się czego po Szelawskich spodziewać mogła, to tylko pod tym warunkiem.
Stryjowi zaś przedewszystkiem o to chodziło, aby nie potrzebował nic czynić dla synowicy i żeby mu ona ciężarem się nie stała. Mecenas większe w nim obudzał zaufanie i po rozmowie z nim, postanowił co najmniej bardzo neutralnie się zachować... Rozstali się przyjaźnie i w dobrem z sobą porozumieniu.
O tym kroku archiwista nie powiedział nic Kunaszewskiemu, a do listu jego dodał przypisek,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.