Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

Bronisław więc — jak się okazało, jechać musiał, chociaż tak skwaszony, niechętny, zły, chmurny, iż żona musiała go przestrzedz, aby przed Wólką starał się twarz rozpogodzić, bo się skompromituje.
Stary Kunaszewski wprost z Galicyi przez Drużkopol miał przybyć do swego przyjaciela, a młody tegoż dnia z Warszawy przywieść archiwistę stryja Leliwę-Wolskiego.
Gdyby pan Floryan obowiązanym był wysługiwać za żonę, — zarobiłby na nią tą jedną podróżą ze starym mólem, który był istotą najnudniejszą, jaką sobie wyobrazić można w ciągu drogi. — Nie miał nawyknienia, praktyki, znajomości najpierwszych warunków, nie umiał się do nich zastosować, dziwiło go wszystko, oburzało, wdawał się w nieskończone rozprawy i spory na pocztach, w rozmowy z arędarzami i wieśniakami, wyglądał jakby spadł z księżyca.
Pan Floryan i śmiał się i ziewał i niecierpliwił, ale dla miłości Justysi znosił najutrapieńszego ze stryjów.
Stary Sędzia dla przybywających gości pragnął twarz rozjaśnić i okazać im radość, ale ostatniemi czasy tak posmutniał, zgorzkniał, że na sobie wesela niepodobna mu wymódz było.
Nie wiedział, kto przybędzie, a ci, których się spodziewał, nie przywozili mu pociechy. Z bijącem sercem oczekiwała na obiecanego stryja panna Ju-