Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

strzedz, żeby wcale na niego nie rachowała, bo był ubogi, żył w pocie czoła, i t. p.
Z cicha i ostrożnie polecał jej Mecenasa, jako statecznego męża, który losem się jej chciał zająć, a sama wdzięczność powinna była skłonić, aby się nie wahała wyjść za niego.
Floryana, chociaż on go wyszukał i przywiózł, nie zalecał wcale..
Przekonał się w czasie podróży, jak powiadał, że był wiatrem podszyty...
Gdy potem Bronisław się zjawił... a nakoniec Mecenas, ożywiło się nieco i Sędzia nawet rozjaśnił czoło... Dwaj bracia z sobą tak byli, że widocznie spotkania rozmowy, i sprzeczki unikali. O Julianie, o Sabinie, nikt ani wspomniał. — Rozmowa toczyła się o rzeczach obojętnych... Pan Leliwa-Wolski dawał się bawić staremu Kunaszewskiemu...
Ponieważ Szelawski się cofnął z porady Frycza wcześniej do swego pokoju, rozebrał i położył dla wypoczęcia, — przyjmował u siebie gości po jednemu...
Z kolei przysiadali się na gawędkę synowie, ks. Zaręba, doktór, Floryan, komornik. Reszta gości z Podkomorzyną i panną Justyną zabawiała się w salonie.
Mecenas nadzwyczaj obcesowo i napastliwie oblegał pannę Justynę, która strwożona i zmięszana, nie wiedziała, jak się od niego uwolnić. Szło