Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

jego. Choćbyś mnie gwałtem położył i zamknął, spać nie będę...
Wszystko we mnie drga! tysiące wspomnień myśli się rozbudziło i rozruszało...
— Ale potem będziesz Sędzia musiał opłacić o niezmiernem znużeniem, mówił Frycz — siły się wyczerpują, nie trzeba nadużywać.
Sędzia głową potrząsał.
— Nie mam już czego oszczędzać — mówił uparty. Godziny moje policzone doktorze, to co mam w sobie, radbym przekazać im (wskazywał na synów), a pamiętaj, że to pokolenie nowe, popsute, zarozumiale, które słuchać nie chce i na zgubę idzie...
Frycz nie potrafił nic wymódz na starym i z cicha szepnął ks. Zarębie.
— Stary ma gorączki trochę — nie jestem kontent — potrzeba mu spokoju...
Siostrzeniec starał się doktorowi dopomagać, ale mimo całej powolności dla niego, Szelawski opierał się i nie słuchał. Zaledwie Bronisław się oddalił, kazał wołać Mecenasa, po nim posyłał po Bronisława, wracał do tego, co im raz mówił, nacierał na nich — narzekał.
— Jakimkolwiek kosztem, mówił, powinniście przyjść do zgody i porozumienia... Zgubicie się kłócąc o rzeczy marne, miłość rodziny, to grunt... Nie stanie mnie, któż będzie głową... kto głową...