jątku, będzie sobie oczywiście szukał stosownej partyi, to i Justysia rozumie...
Mecenas się tedy uspokoił.
Bronisławowstwo oboje i on nazajutrz przeprowadzili rodziców wyjeżdżających, Kalikst za Pragę, a Radca z żoną o mil parę do popasu. Pożegnanie było serdeczne. Starzy jednak więcej okazywali niecierpliwości, aby się prędzej dostali do domu niż żalu po stolicy. Kalikst, którego męczyło teraz ocieranie się o brata, — prędzej może niżby był zamierzył, zawrócił do miasta.
Sędzia przed wyjazdem, wedle postanowienia swojego, za które mu żona gorącym podziękowała uściskiem, zawoławszy wieczorem do siebie Radcę, podziękował mu za jego dowody przywiązania i gościnności, a szczególniej za Jadwinię.
— Mój Boże — odezwał się w końcu, — radbym z duszy odwdzięczyć ci to, ale człowiek nigdy nie potrafi zapłacić za serce tylko sercem. Nie weźmiesz mi za złe, kochany mój, że ja też, oprócz wdzięczności, chcę ci choć słaby dać dowód, że radbym przyjść w pomoc w interesach. Niemogę uczynić wiele, ale to co mogę, przyjm proszę...
To mówiąc, Sędzia dobył sporą wiązankę papierów i wetknął ją Bronisławowi, ściskając go powtórnie.
— Nie chwal się z tem przed nikim, dodał. Są to moje osobiste oszczędności... Wiem, że teraz mogą ci się przydać na budowę...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.