Justynie. Zawsze żywe słowo umierającego ma większą siłę, niż jego wola na papierze...
Gdy Mecenas w ciągu dnia usiadł przy łóżku, a Sędzia go poznał, kazał mu się zbliżyć.
— Jeżeli masz cokolwiek przywiązania do mnie, rzekł, chwytając go za rękę — jeżeli chcesz, abym spokojnie w grobie odpoczął — pamiętaj, nie zmuszaj Justyny, nie zadawaj jej gwałtu, pod pozorem, iż masz jej słowo. Niech będzie swobodną, niech sercem i ręką rozporządza... Żądam tego od ciebie — nakazuję ci to...
Mecenas chciał coś odpowiedzieć — Szelawski nakazał milczenie.
— Powiadam ci wolę moją — rzekł, słuchać nic nie chcę. Rób, co ci sumienie podyktuje...
Kalikst odszedł zmięszany mocno, ale w duchu mówiąc sobie — ojciec chory podrażniony — w gorączce! Niepodobna, aby żądał odemnie tego, co się przeciwi woli matki!
Upierał się przy swojem.
Wieczorem stan Szelawskiego znacznie się pogorszył, Frycz już nie ukrywał, że nie miał najmniejszej nadziei utrzymania go przy życiu.
— Jak się to długo przeciągnie — rzekł Bronisławowi — nie wiem, ale cudu potrzeba, chybaby stary to przebył i przeżył. Siły wyczerpane...
Zdaje się, że i stan ducha wpłynął na to, nadto ciągle w ostatnich czasach był podrażniony.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.