Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

Wyrzekł to bluźnierstwo głośno, chociaż, w duszy czuł, że teraz będzie bezbronnym, pastwą żony i jej sługą, a ta niewola straszniejszą była, niż czuła troskliwość i opieka ojcowska.
Z początku chcąc się okazać energicznym i samoistnym, pan Julian się tak zaplątał w interesach, przerachował, obciążył, zadłużył, iż była chwila, w której z rozpaczy tajemnie się zwrócił o pomoc i ratunek do Mecenasa, ale pan Kalikst śmiechem homerycznym list powitawszy, odpisał nań z nielitościwem szyderstwem. Musiał więc pokornie zdać się na łaskę żony, powtórzyła się separacya funduszów i wygnanie do Płoski.
Nowo nabyty majątek padł ofiarą. Sprzedać go musiano ze stratą.
Od zgonu Sędziego fatalizm jakiś zdawał się ścigać Szelawskich. Wkrótce i Radca zmuszony został zbyć swe piękne domy dokończone i rozpoczęte, a żyć z dochodów kamienic na powiślu, które do żony należały.
Chcąc się całkiem poświęcić interesom, podał się do emerytury, ale w spekulacyach tak mu się teraz nie wiodło, że gdyby nie żona, która swoich funduszów dotknąć nie dawała i broniła ich jak lwica, straciłby był wszystko i zrujnował się doszczętnie. To niepowodzenie wprawiło Radcę w humor okropny, który starał się zalać czemś, aby zapomnieć licha, i nabrał nałogu przesiadywania