Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

niło — nie zwracał uwagi na fantazyjki więdniejącej piękności.
Nie można było pani Julianowej zarzucić żadnej takiej płochości bijącej w oczy, którąby nazwać się godziło skandalem — ale — mówiono i szeptano i uśmiechano się, rozmaite piękne wywymieniając nazwiska.
Wybór pani padał szczególniej na młodzież z tych kół pańskich, w których miała upodobanie. Kuzynków różnych dorastających i dorosłych zawsze bywało pełno koło niej.
Julianowi umiała zawsze tak jakoś te stosunki uczynić naturalnemi i miłemi, że nigdy nic przeciwko nim nie miał. Czasem domyślał się rozkochania ze strony młodzików i z żoną razem się z nich wyśmiewał, pewien siebie.
Małżeństwo liczyło już teraz lat kilkanaście trwania. Chryzio był wyrostkiem, dwie znacznie młodsze córeczki zbliżały się do lat dziesiątka.
Państwo Julianowstwo mieli czas życie swe, rezydencyę, dom urządzić tak, jak chcieli. Oboje starali się o to najusilniej, aby u nich nie zbywało na żadnej z tych rzeczy, które się uważają za atrybuty, konieczne państwa i dobrego tonu.
Czy pan i pani mieli zamiłowanie sztuki, ogrodu, kwiatów — czy one im były obojętne — ponieważ upodobanie w tych rzeczach rozpowszechnione było modne, państwo Julianowstwo musieli też