Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zdrowie, rzekł — ale się boję bardzo, żeby ci jej ktoś nie pochwycił...
Uderzyli się kieliszkami.
— Ja mam nadzieję, że mi Pan Bóg dopomoże, odparł Floryan. Dał mi razem cudownie znaleść dziadka i ją... musi doprowadzić to do szczęśliwego końca...
Uściskali się raz jeszcze.
Zaledwie goście się rozjechali, gdy już Szelawska musiała zacząć myśleć o wyborze w podróż. — Nikomu ona zbyt pożądaną nie była — wszyscy niemal wzdychali i smutnieli mówiąc o niej, ale stała się nieuchronną.
Co gorzej, Sędzina przewidywała, że Sabina także zażąda od rodziców, aby ich odwiedzili. Raz będąc w podróży, nie wypadało uprzedzać ich, ale odbyć i to zarazem, aby się już potem nie ruszać z Wólki. Zdania były podzielone, wezwany na radę ks. Zaręba znajdował, że wygodnie byłoby skończyć te włóczęgi, ale — wpaść do Adolfowstwa niespodzianie, gdy oni może wybierali się do wód za granicę, nie zastać ich, albo im przeszkodzić, dla starych nie wypadało — zapytywać i oznajmić o sobie wstręt miał Szelawski. Nie wiedziano co począć.
Julian pospieszył natychmiast do domu, a i Bronisław długo bawić nie mógł, odjechali Kunaszewscy, w Wólce pakować się zaczynano, gdy Mecenas nadciągnął.