Zwano go hrabią, a po nazwisku Brackim. — Jakieś niedobrze oznaczone dalekie pokrewieństwo z rodziną pani Julianowej, czyniło go jej kuzynem.
Pana Ottona Brackiego w kołach, w których się dawniej obracał, zwano teraz »ruiną«, gdyż znaczny bardzo strwoniwszy majątek, zmuszony był na ostatek na jednej wiosce żyć w kątku. Moralnie był on jeszcze większą ruiną, niż majątkowo.
Bardzo piękny mężczyzna, sławny zdobywca serc, bohater wielu głośnych skandalów, Otto zachował jeszcze resztki piękności, — w towarzystwie był czarującym, gdy chciał, ale upadek uczynił go szydercą, złośliwym i sceptykiem. W nic już nie wierzył — przestawszy mieć wiarę w siebie — nic też nie szanował. Dźwignąć się z tego upadku, jakimkolwiek kosztem, było teraz jego jedynym celem i myślą.
Skazany na wygnanie, poznawszy kuzynkę Julianową, która się nim żywo zajęła, stał się w prędce domownikiem, przyjacielem domu w Chrzanowie.
Z przebiegłością wielką, zaczął od tego, że sobie pochlebstwem ujął i zawojował Juliana, — potem stanął w szeregu przerzedzonym wielbicieli samej pani i pozostał na tem stanowisku — ostatni.
Julian trochę już był ostygł dla niego, za to pani brata go w opiekę i obejść się bez niego nie mogła. Zwolna Bracki stał się tu niemal vice-gospodarzem, a w miarę jak Julian coraz nudniejszym
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.