Radca choć nie przypuszczał wcale, aby coś podobnego kiedykolwiek go spotkać miało — nie mógł jednak całkiem obojętnie patrzeć na to.
Należał bądź cobądź, do wielkiego bractwa żonatych, które dotknięte w jednym ze swych członków — boleje.
Lola postrzegła wrażenie, jakie to na mężu jej uczyniło — i — zamiast gniewać się na sprawczynię, — na panią Helenę, — była oburzoną przeciw — Julianowi. Tak jest, tłumaczyła to sobie zazdrością nierozsądną, przywidzeniem, zadawała mu brak taktu. — Powinien był siebie i dom ocalić, ukryć gdyby coś było... a Lola zresztą nic seryo nie przypuszczała. W jej mniemaniu Julian był wszystkiemu winien...
Posmutniała... Mogło to oddziałać do pewnego stopnia na ich stosunki domowe, męża jej uczynić niedowierzającym, — podejrzliwym, zmusić do nieustannej baczności...
Może też być, iż piękna i zalotna pani miała sobie jakie małe powszednie grzeszki do wyrzucenia...
Mężczyźni, szczególniej panowie mężowie — wydawali się jej ludźmi bez najmniejszego w postępowaniu pomiarkowania, niezręczni... a za ich winy żony potem pokutować musiały.
Piękna Lola wszystko a wszystko składała na Juliana — pocóż dopuścił do takiej ostateczności, jeżeli w istocie doszło do ostateczności. Znała ona
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.