stosunki zwolna mogły się zmienić — i on wyśliznąć z pod jarzma, którego obawiać się zaczynał.
Ostygł bardzo... Wyrzucał sobie postępowanie nieoględne, gniewał się, i nazajutrz zamiast razem z Wicherkiewiczem zjawić się do Chrzanowa, wymówił się listem i chorobą.
Mecenas, a może i sama pani rada była temu, iż się bez świadka rozmówić z nim mogła.
Z całem poszanowaniem dla kobiety prawnik nie krył przed nią, że położenie było przykre i zmuszało do pewnych ustępstw dla męża — co najmocniej oburzało Julianową.
Stanowczo dóbr nowo nabytych nie radził zatrzymywać, a bilans ogólny, łatwy do zrobienia wskazał — jako najlepszą normę do dalszego urządzenia się. — Potrzeba było oszczędzić się nieco, ograniczyć, i myśleć o przyszłości. Rozwód, a choćby separacya nietylko pod względem majątkowym nie były korzystne, ale wyciągały na ofiary nieuchronne.
Wszystko to razem wywołało łzy, gniewy, opór, na ostatek ukryty żal do Brackiego — i niemą rozpacz. Zakląwszy Wicherkiewicza, aby ją nie opuszczał, pani Julianowa roznerwowana wprost od niego poszła do łóżka... zalewała się łzami.
Wicherkiewicz od siebie dał znać koledze Kalikstowi, iż z dóbr nowo nabytych pani Julianowa rezygnuje, zostawując je przy mężu.
Wiadomość ta przybyła w czas jeszcze do Płoski. Kalikst się jej spodziewał i — nie bardzo
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.