Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

czających Szelawskiego spadł obowiązek — oznajmienia mu o tem.
Utaić przed nim długo nie było sposobu katastrofy — i nigdyby staruszek nie przebaczył tego. Wreszcie bez współudziału ojca rozwiązanie się obejść nie mogło.
Lękać się trzeba było, ażeby wrażenie silne, jakie wiadomość musiała wywrzeć na starca, nie podziałało na zdrowie jego, nie zagroziło nawet życiu. Znano przywiązanie ojca do dzieci... Sędzina w obawie niezmiernej napisała naprzód, powołując Frycza... Sama ona miała energię, którą czerpała w modlitwie i poczuciu obowiązków — ale męża wiek jego czynił słabszym... a głowa rodziny — tak była drogą...
Długich narad przedmiotem było naprzód w jaki sposób, kto miał Szelawskiemu objawić o nieszczęściu Juliana. — Czy trzeba było czekać zjazdu całej rodziny, czy przygotować go wcześnie...
Stary spostrzegał już, że coś mu tajono, że niepokój jakiś dawał się czuć w domu, czytał to z twarzy żony i ks. Zaręby, nic jednak tak okropnego się nie domyślał. Przypuszczał co najwięcej stratę jakąś w gospodarstwie...
Doktór Frycz był przeciwko zbyt mądrym i powolnym przygotowywaniom, utrzymując, że one więcej drażniły i męczyły, niż otwarte odrazu wypowiedzenie prawdy.
Z tych wszystkich narad wypadło, że Julian