Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

jakie zaciągać był zmuszony. Sędzia wierny zasadzie słuchał, milczał, i ani pomylśał mu przyjść w pomoc. Tymczasem oni — oddawali co mieli najdroższego, dziecko — a czynili to wbrew przekonaniom nawet, bo Lola mówiła otwarcie, iż jest przeciwną temu, aby matka wychowanie dziecka komukolwiek powierzała.
Gniewał się sam na siebie Szelawski.
Przez tak długi czas przyjmowali ich gościnnie Bronisławowstwo, pieścili, — na ostatek czynili z siebie dla nich ofiarę. Wszystko to przyjmować, choćby od dzieci, zdawało się Sędziemu za wiele — nie okazując nawzajem jakiejś wdzięczności. Bił się z myślami, co miał uczynić. Nie widział innego wyjścia, tylko albo znacznym datkiem dopomódz Radcy, albo jeszcze znaczniejszą pożyczką...
Co z tego dwojga należało wybrać, nie był pewien. Wołałby był podarek, ale przyzwoitszą i oszczędzającą miłość własną Bronisława była pożyczka. Ze świeżo zrobionych rachunków okazywało się, iż Szelawski mógł mieć do dysponowania w krótkim przeciągu czasu sto tysięcy złotych.
Nikt nawet z dzieci nie mógł mu tego wziąć za złe, gdyby je dał Bronisławowi. Był to grosz dorobkowy, którym mógł rozporządzać swobodnie, a Radca ze swej strony niemało też uczynił dla ojca...
Przykro mu tylko było, że nie dał tych stu