Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

w jakiem położeniu majątkowem się znalazł, na które o własnej sile starczyć i podołać mu nie mógł.
Bronisław mu przerwał.
— My się wszyscy czujemy w obowiązku dopomódz Julianowi, potrzeba naszą, Szelawskich część ocalić i okazać, że zamożność pani Julianonowej, jej posag, wcale nas nie obchodzą, i my niezależni jesteśmy od niej. Julian nowo nabyty majątek musi zatrzymać, żonę spłacić, i utrzymać się przy nim koniecznie.
My z Kalikstem gotowiśmy mu być pomocą, a nie wątpimy, że kochany ojciec także.
Szelawski wstał, rękę wyciągając do Bronisława.
— Niech ci Bóg płaci — rzekł. Niewiele przez to ocalemy; ale w oczach ludzi, na języku świata znaczy coś, niezależność majątkowa...
Macie słuszność. Nadewszystko zaś dziękuję Wam, żeście sprawę brata, imienia naszego poczuli jako swoją własną — bogdajbyście w całem życiu waszem tak się zawsze solidarnymi czuli. Rodzina jest siłą, jeśli spójnie się trzyma, jest wielką — na nieszczęście my o tem często zapominamy. — W tym ciosie, który nas dotknął — to jedno pocieszyć nas może, iż w was braterskie rozbudził serca...
Rozrzewnieni wszyscy podawali sobie ręce.
Jakieś uczucie błogie, coś uspakajającego spły-