Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 02.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.


Było coś tak pięknego i szlachetnego w postępku braci, w tem skupieniu się ich około Juliana, chociaż on dawniej nadzwyczajnej im nie okazywał czułości — iż to na nich samych oddziałało, — a że jeden krok zobowiązuje do następnych logicznie — wszyscy czuli się na lepszej drodze. Miłość braterska i rodziny objawiała się coraz uroczyściej. Ks. Zaręba powiadał, że ludzie źli nie są, że im tylko potrzeba dobrego przykładu i pobudek gorących do cnoty...
Ostygają, gdy się odosobniają — ale najmniejsza okoliczność zwraca ich na prawą drogę.
Szelawski stary przebywszy to przesilenie, po którem znużony był czas jakiś, ożywił się, stał czynnym, i na nim nie znać było, że ucierpiał.
Sędzina przeciwnie, która zdawała się energiczniejszą daleko, skutkiem wielkich wzruszeń i walki wewnętrznej — zaraz po wyjeździe dzieci uczuła się niedobrze i Frycz kazał się jej położyć do łóżka.
Justysia jej nie odstępowała. Jadwinię zaś zabrał ojciec z sobą.
Nie skarżyła się Szelawska tak bardzo na cierpienie, — głowa ją bolała, — sił miała mało, straciła apetyt, ale choroby żadnej właściwie oznaczyć nie było można.
Frycz nieproszony przyjeżdżał co drugi dzień i był bardzo seryo. Próbował różnej diety, środków zmacniających, ale skutku nie było.