Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/110

Ta strona została uwierzytelniona.

nie wykładał łacinę, polubił chłopaka dla miłej jego powierzchowności i żywego umysłu, ciągle go do siebie wabił, zajmował się nim i prawie go zmusił do mówienia z sobą po francuzku, a potem do czytania. Jemu więc winien był p. Erazm, że ten modny język wcale mu nie był obcym. Nie ręczylibyśmy, że pisał nim ortograficznie, ale mówił łatwo i wybornie.
Pani St. Aubin, ładnego wroga tego zobaczywszy przy sobie, zrobiła minkę pogardliwą wielkiej pani, wachlarzem na pół osłoniła twarz i odezwała się pół-głosem, nie sądząc, żeby zrozumianą być mogła.
O! destin, en voilà des tes coups!
Śmiały Hojski, pokręcił wąsa, nie miał żadnej potrzeby zbytniego ceremoniowania się z panią boną, i odparł doskonałą francuszczyzną:
— Prawda, że los sobie czasem dziwne wyprawia igraszki z nami, — mais à la guerre comme à la guerre!
Francuzica ledwie uszom wierzyć chciała; wachlarz jej odpadł od podbródka, na którym puszczające się samopas włosy, zasłaniać miał posłannictwo. Obróciła się do p. Erazma i zawołała:
— A! pan mówisz po francuzku! Zdumienie było nieco obrażające — ale Hojski na nie odpowiedział uśmiechem i skinieniem głowy. Francuzce,