Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/173

Ta strona została uwierzytelniona.

nabywania wierzytelności opartych na dobrach sędziego.
— Niech tymczasem zębami dzwoni ze strachu — rzekł Strukczaszyc — dopóki nie zacznie śpiewać Tadeusza, pan graf na Łopatyczach!
Po śniadaniu drugiego dnia pojechał komornik.
Wcześnie sobie zasępioną minę urobił. Przybył tak rano, że wszyscy jeszcze na mszy świętej byli w kaplicy; poszedł i on, bo miło mu zawsze było popisać się z wielką dewocyą swoją. Sędzia, obejrzawszy się ku niemu, zaraz poznał z twarzy, iż nie z dobremi nowinami przybywał.
Ledwie ks. ex-definitor od ołtarza odszedł, wziął gościa z sobą na przechadzkę Czemeryński.
— Gadaj, co tam?
— A cóż? zachodziłem go z różnych stron, żeby z niego coś dobyć — odezwał się komornik — ale to frant na wielki kamień. Ho! ho! dopytać u niego czego nie chce powiedzieć, trudno! Przecież naprowadziłem rozmowę na wlewki, na nabywanie summ, uchowaj Boże, imienia pańskiego w to nie mieszając — a ten mi na to: — „Ja kiepskich papierków za moje dobre pieniądze kupować nie myślę. Jedne tylko skrypta, gdyby się trafiły, chętniebym zapłacił — to na Czemeryńskiin!
— Powiedział to? — zawołał sędzia gwałtownie.
— Jak mnie pan żywego widzi! — powiedział.