Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/180

Ta strona została uwierzytelniona.

Pieszczoszka potrzebowała być wielbioną: Erazm ją uwielbiał.
Żartując, robiła z nim co chciała, zadawała mu najdziwaczniejsze pensa na próbę, zakazywała, rozkazywała, kaprysiła, a chłopak, nie mówiąc słowa, jak niewolnik słuchał.
Raz zażądała pary rękawiczek, których miała tuzinami, chcąc aby je Hojski sam przywiózł na daną godzinę z Lublina! Koń padł, ale rękawiczki przyszły, i Leonilla je w oczach kawalera na kawałki podarła.
Posłuszeństwo tym kaprysom pięknej panny, było tem trudniejsze, że p. Erazm się przed Strukczaszycem ukrywać i wykłamywać musiał.
Sędzianka, gdy go bardzo wymęczyła, nagradzała potem jednem słodkiem wejrzeniem. Niekiedy, litościwsza, Francuzka wymogła na niej, że mu rączkę dała pocałować.
Romans to był zupełnie w duchu tego wieku, w którym wykwitał: kobieta stała na ołtarzu, kochanek klęczał na jego stopniach i obwiewał ją obłokiem kadzideł. W tej czci trwożnej, cierpliwej potęgowało się uczucie, najdrobniejszy dowód łaski zmieniał się i wyrastał na rozkosz niebiańską. Dotknięcie ręki stawało się extazą, wejrzenie doprowadzało do szału, zwiędły kwiatek był relikwią.
Pani St. Aubin według wszelkich prawideł kierowała stopniowem rozwijaniem się i nadewszystko