Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/184

Ta strona została uwierzytelniona.

nosiła? To także! Co ona tu robi zawinięta w atłasy jak sacrosanctum, w stoliku Erazma? hę?
— A! dałbyś pokój! on sam pewno nie wie po co ją tam włożył! No — pewnie znalazł na weselu u Podkomorzego.
— A! ba! — rzekł Strukczaszyc — patrz asińdźka, atłas uwinięty we dwa papiery! — tyle popsutego papieru! Na wierzchu stoi data. Czytaj: „dnia 9 Lipca“ i rok.
— Ale cóż ma data do rękawiczki! śmieszny-bo jesteś! — odparła p. Blandyna.
— Asińdźka jesteś sama śmieszną, jeśli sobie wyobrażasz, że ja dam sobie wmówić co zechcesz.
— Ale cóż ci się śni z tą rękawiczką?
Strukczaszyc rzucił corpus delicti napowrót do szufladki.
— Oto, że Erazm czuje wolę Boże, hm! — rzekł Strukczaszyc. Pachną mu rękawiczki i ręce kobiece. Chłopak się bałamuci. Gdzie? co? jak?
— Po cóż ci to dochodzić, kiedy milczy? — odezwała się Blandyna łagodniej. Proszę ciebie, daj mu z tem pokój. Nie pytaj, nie gadaj. Zrób, jak na ojca rozumnego przystało: widzisz, że pora potemu, staraj go się ożenić.
Hojski nie odpowiedział już nic.
— Proszę cię — odezwał się zimno, posuwając się ku drzwiom — niéma u ciebie kawałka laku?