Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/186

Ta strona została uwierzytelniona.

Siostrzeniec pobladł i drgnął: wiec czuł się winnym — nie umiał nawet naprędce odpowiedzieć.
— Mów — co to za rękawiczka?
Chociaż Erazm miał dawno ochotę przyznać się do wszystkiego przed najlepszą z ciotek, ale zaskoczony tak, zląkł się i zaniemiał.
— Ale, powiedz-że mi! ja cię nie wydam! Ty się kochasz?
— Moja ciociu? a gdyby tak było? czy to tak wielki grzech?
— Spodziewam się, że nie w żadnej mężatce.
— A, niech Bóg uchowa! — podchwycił Erazm.
— Któż to jest?
— Nie mogę jeszcze cioci powiedzieć — odezwał się siostrzeniec — zaręczam tylko, że panna, że to anioł! że....
Panna Blandyna niecierpliwie rękami strzepnęła.
— Jak się kochacie, to wam wszystkie anioły! — wyrwało się jej mimowolnie.
— Cóż będzie z ojcem? — spytała żywo.
— Z ojcem — a ja nie wiem.
— Jeżeli spyta?
— Ja ojcu nie mogę nic powiedzieć.
— A to pięknie! Kochasz się! Anioł! chcesz się żenić i nie śmiesz powiedzieć ojcu! Panna na niezabudź daje rękawiczki.
No — to cóż z tego będzie?